Za oknami ciemno, zimno, na stołach natomiast leżą ciepłe potrawy, pod choinką czekają prezenty… to obraz Świąt Bożego Narodzenia w wielu domach. W wirtualnym świecie nie mogło zabraknąć ich odpowiednika, każda kultura posiada coś unikalnego, tradycje, które są niepowtarzalne. Zależnie od ustroju, wyznania, myśli filozoficznej państwa różnie nazywają ten okres – „Święta Zimowe”, „Przesilenie Zimowe”, „Święta Bożego Narodzenia”, „Święto Rodziny”. W tym artykule postaramy się Wam przybliżyć choć kilka tradycji i zwyczajów, które mają miejsce w państwach Pollinu.
Księstwo Sarmacji
Wiele lat temu, gdy na ziemiach Sarmacji rządziły skłócone ze sobą państewka, jedna z krain, Sangia, znajdowała się pod okupacją obcych wojsk. W czasie mroźnej zimy podczas okupacji, miasto Korab, stało się główną bazą dla stacjonujących w krainie wojsk. Zima tamtego roku była szczególnie dotkliwa dla mieszkańców, a ludność miasta cierpiała z powodu głodu i chłodu. Wiele rodzin zostało pozbawionych podstawowego źródła utrzymania, a węgiel, którego pełno wydobywało się w okolicach miasta, był ściśle reglamentowany.
Okupujący żołnierze, widząc desperację dzieci, wymyślili sobie zabawę, która miała jeszcze bardziej upokorzyć miejscowych. Zaczęło się od grupy żołnierzy będących na przepustce, którzy rzucali dzieciom bryłki węgla owinięte w papierki po cukierkach. Głodne dzieci, sądząc, że to słodycze, rzucały się na nie, a żołnierze zanosili się śmiechem, obserwując, jak dzieci próbują zjeść twardy, niejadalny węgiel. Praktyki te dość szybko zaczęły być stosowane przez innych przedstawicieli okupanta. Dla mieszkańców było to upokarzające, ale jednocześnie symbolizowało opór – dzieci dość szybko zorientowały się, że to właśnie węgla tak bardzo brakuje w ich domach. Rzucany węgiel zbierały więc i brały ze sobą do domów, gdzie służył do ogrzewania mieszkań. Szybko wytworzyła się cała sieć dystrybuująca węgiel rzucany przez żołnierzy.
Po kilku tygodniach nadeszły wieści o zbliżającym się froncie, a parę dni później miasto zostało otoczone przez wyzwolicieli. Broniący się w mieście garnizon dość szybko złożył broń i zgodnie z postanowieniami pokojowymi, opuścili oni Korab w wigilię Bożego Narodzenia. Wtedy to mieszkańcy urządzili symboliczną demonstrację żegnając okupantów. W ostatni dzień okupacji, gdy żołnierze opuszczali miasto, ludzie wyszli na ulice z koszami pełnymi węgla owiniętego w kolorowe papierki i rzucali je w kierunku odchodzących oprawców. Tym samym węgiel w papierkach po cukierkach stał się symbolem oporu i wyzwolenia miasta.
Po wyzwoleniu miasto postanowiło upamiętnić te wydarzenia. Co roku obok świąt Bożego Narodzenia obchodzone jest również święto wyzwolenia miasta, a mieszkańcy jedzą tego dnia słodkie „bryłki węgla” – cukierki z ciemnego karmelu, obtoczone w węglowej czerni i zawinięte w błyszczące papierki. Tradycja ta stała się symbolem wytrwałości i oporu zwykłych ludzi przeciwko wrogowi. Do dziś na grudniowych jarmarkach w Korabie można skosztować tradycyjnych węgielków.
Ciekawostką jest, że mimo iż zasadniczo węgiel kamienny nie nadawał się do jedzenia, to wykorzystywany w późniejszej produkcji cukierków aktywowany węgiel drzewny przyczynił się do znacznej poprawy zdrowia mieszkańców. W statystykach zdrowia jelit, Korab wiedzie prym w Sarmacji od wielu lat.
autor: Pavel van der Gibson
Królestwo Voxlandu
Chodźcie dziateczki, usiądźcie wkoło mnie, przysuńcie się bliżej, nie lękajcie się. Nie mnie musicie, tutaj bezpieczne jesteście, na zewnątrz – tam niebezpieczeństwo na Was może czekać! W Święta Zimowe kiedy to świętujemy najkrótszy dzień w roku i początek zimy przychodzi czas nagród. Wszystkie grzeczne dzieci otrzymują prezenty od Szczodrego Starca, który z pomocą swoich elfów obserwuje ich zachowanie oraz czyta wysłane do niego listy. Natomiast te niegrzeczne z trwogą leżą pod kołdrami i ze strachem patrzą, co jakiś czas czy okno jest zasłonięte, drzwi zamknięte, a talerzyk pełen pierników. Boją się one Krampusa.
Ten stwór podobno niegdyś sam dzieckiem był. Niegrzecznym i ciągle problemy sprawiającym. Nie istniała dla niego przestroga, której by posłuchał. Wiedział, że nikt go nie ukarze, a co gorsza wierzył, że również zasługuje na prezent od Szczodrego Starca. Jednak, gdy nadeszła noc na dzień przed Biesiadą Przesilenia, podczas której dzieci otrzymują podarunki za grzeczne sprawowanie okazało się, że pod jego choinką nic dla niego nie było. Rodzeństwo i rówieśnicy rozpakowywali swoje prezenty, bawili się lalkami, drewnianymi żołnierzykami czy mierzyli piękne, nowe ubranka. On zaś nie miał nic. Postanowił wtedy zemścić się na niosącym szczęście starcu. Przez cały następny rok planował przyłapanie go i ukradzenie jego wora z prezentami.
Gdy w końcu nastała po raz kolejny noc na dzień przed Biesiadą, chłopiec czekał w ukryciu nieopodal swojej choinki. Wiedział, że starzec sprawdza czy dzieci już śpią, więc upchał siana pod swoją kołdrą, tak by wyglądało wszystko na to, że śpi. Usłyszał w końcu coraz głośniejszy dźwięk dzwonków, skrzypienie śniegu od biegu reniferów i sunięcia ciężkich sań. Przykrył się kocem tak by nie było go widać i czekał. Czekał długo, tak jakby Szczodry Starzec czuł, że coś jest nie tak jak powinno. W końcu jednak drzwi do izby się otworzyły i wszedł przez nie wysoki, brodaty mężczyzna ubrany w czerwony kożuch z białym, reniferzym futrem. Na plecach niósł wypchany jutowy wór. Chłopiec obserwował go z ukrycia do czasu jak wyczuł okazję. Ta nadeszła szybko. Starzec postawił wór na ziemi i zaczął wykładać prezenty pod choinkę. To był moment do działania. Chłopiec podbiegł, złapał za czubek wora i zaczął ciągnąć go za sobą. Ciężki był i znacznie go spowalniał, ale nie poddawał się. Czuł jakby ciągnął go już dobre kilka godzin i stał ciągle w tym samym miejscu. Odwrócił się więc i zobaczył jak stoi nad nim nie kto inny jak Szczodry Starzec. Nie wyglądał on jednak równie potulnie jak za pierwszym razem. Teraz widać było jego czarną, powoli siwiejącą brodę, muskularne dłonie, w których trzymał drewniany kij pasterski, zdobiony złotymi runami i zwieńczony połyskującym rubinem.
– Powiedz chłopcze, czyś Ty strachu pozbawion, że wór mój kradniesz? Czy nie dość przestróg już dostałeś? Czyś mało miał lekcji od życia, rodziców swych i mnie? – głos mężczyzny nie brzmiał w żadnym wypadku jak należący do starca, a wręcz przeciwnie. Zdawał się on otaczać chłopca i dobiegać z każdej strony, brzmiał jak złowrogie pomruki burzowych chmur w śnieżną noc. Wokół nich zaczął wirować śnieg z początku wolno, ale z czasem coraz szybciej aż nic nie było widać. – Nie spodziewałeś się nigdy kary, ni swojego upadku. Zawsze pewnyś był swojej racji i nie baczyłeś na słowa starszych. Niechaj więc Twoją nauczką wieczne potępienie będzie. Od dziś dnia, aż po świata kres będziesz dzień po mnie przybywał z ciemnych jego czeluści by porywać dzieci takie jak Ty. Będziesz fałszywy, Twoimi atrybutami będą strach i fałsz. Porwane dziatki będziesz obracać w lód, by przez resztę roku służyły Ci za lustra, które będą przypominać wszystkie Twoje chwile nieposłuszeństw. Nie zobaczysz już swojej rodziny, nie pożegnasz się z nią, a kiedyś przyjdziesz po dziecko, które się z niej okaże pochodzić i nie będziesz mógł nic zrobić, by je uchronić przed sobą.
Po tych słowach chłopiec został ciśnięty poza śnieżny krąg, który otaczał ich dwójkę i wpadł do dziury, która biegła w dół i w dół. Jej końca nie było widać, a dziecięcy krzyk odbijał się echem i wracał. W końcu, gdy wylądował na ziemi z jego ust wydał się stęk. Ale nie należał on już do chłopca. Brzmiał jakby go wydał jaki zwierz, ciężki, niski, lekko powarkujący…
Po dziś dzień Krampus krąży po świecie porywając dzieci w noc po Biesiadzie Przesileniowej. Szczodry Starzec ukarał go okrutnym zadaniem, ale i wyglądem ni to kozła, ni to wilka, ni to człowieka. Choć sam siebie widzi w odbiciach jako wciąż tego niegrzecznego chłopca, inni widzą przerażającego stwora, który nadchodzi by porwać i zamienić w lodowe lustro każde dziecko, które jest takie jak niegdyś on…
autor: Anastasia Windsachen von Ribertrop
Kotlina Edelweiss
W Edelweiss tradycją jest stawianie wielkiej choinki na środku placu przed Der Sitz czyli siedzibą Oberhaupta. Ten rok w rok przyjeżdża w saniach uprzężonych w jeleniach i ubrany w płaszcz z niedźwiedziego futra, rozdaje wszystkim drobne upominki. Słodycze, sery, szynki i słynne edelweisskie piwo.
Tak jak Voxland jako straszaka dla niegrzecznych dzieci ma Krampusa, tak Edelweiss ma Edenlicha. Ten to jest od karania choćby tych nicponi, którzy stoją na Ohne Titel i rzucają śnieżkami w przechodniów. Czasem nawet zdarzy się, że trafią w Oberhaupta, który pogrozi palcem i brakiem prezentów.
autor: Anastasia Windsachen von Ribertrop na podstawie „Weinachten im Edelweiss”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.